Małgorzata Manelska jest rodowitą szczytnianką, Mazurką z wyboru. Ukończyła pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim, na co dzień pracuje jako oligofrenopedagog z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną intelektualnie oraz społeczny kurator sądowy. Prywatnie żona Jarosława, mama dorosłej Adrianny. Jest autorką książek obyczajowych z historią w tle: „Zapach Mazur”, „Barwy Mazur”, „Tam, gdzie bzy sięgają nieba”. W przyszłym roku ukaże się czwarta książka autorki pt. „Dotyk Mazur”.
Miejsce po wsi Małga leży dziś w gminie Jedwabno, w powiecie szczycieńskim. Małga była kiedyś dużą wsią, w której była szkoła, przedszkole, posterunek policji, straż pożarna, kościół, boisko sportowe, karczma. Mieszkańcy zajmowali się rolnictwem, bartnictwem, rybołówstwem, wcześniej wytapianiem żelaza z rudy darniowej, która miała swoje pokłady w okolicach wsi. Mieszkańcy żyli sobie w Małdze spokojnym życiem, dopóki nie nadszedł pamiętny rok 1945. Armia Czerwona, która wkroczyła w owym roku do Prus Wschodnich, uczyniła ogromne spustoszenie również w tej wsi. Wielu ludzi wówczas straciło życie. Miejscowość zaczęła się powoli odradzać po wojnie, kiedy zamieszali w niej osiedleńcy z Ukrainy i Polski. Na początku lat pięćdziesiątych wieś przeżyła ponowną gehennę, gdy jej mieszkańcy zostali wysiedleni przez Ludowe Wojsko Polskie, a w jej miejscu powstał poligon wojskowy, słynne Muszaki. Poligon przestał istnieć od początku lat dziewięćdziesiątych; w jego miejscu powstał Rezerwat Przyrody Małga.

Okładka książki Małgorzaty Manelskiej pt. „Tam, gdzie bzy sięgają nieba”
Fragment książki „Tam, gdzie bzy sięgają nieba”.
"Wyszli z domu Emmy o świcie, aby jak najprędzej dotrzeć do rodziny. Janina, która jako jedyna z całej ich trójki usłyszała od Baby- Jędzy, czego mogą się spodziewać po dotarciu do wsi, szła z mocno zaciśniętymi ustami. Nie słyszała jęków siostry i płaczu brata. Kilkadziesiąt metrów przed pierwszymi zabudowaniami trochę zwolniła kroku. Poczuła, jak serce zaczyna jej gwałtownie uderzać, a w gardle robi się gula. Naraz zatrzymała się.
– Musicie być czujni. Rozglądajcie się dobrze dookoła, czy nie widać gdzieś Ruskich. A jak ich zobaczycie, to… – zawiesiła głos, nie wiedząc, co ma powiedzieć, jakie gotowe rozwiązanie podać rodzeństwu.
Nie dokończywszy swojej wypowiedzi, zacisnęła mocno powieki, powstrzymując tym samym napływające łzy.
– To co? – zapytał Anton, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Chciało mu się siku, ale do domu było już tak blisko, że na pewno wytrzyma.
– Idziemy! – Janina znów pociągnęła rodzeństwo za sobą. Kiedy doszli do miejsca, w którym powinno stać kilka pierwszych zabudowań, ich oczom ukazał się widok doszczętnie spalonych budynków. Na pogorzelisku bezładnie leżały nadpalone kawałki drewnianych belek, dachówki i szczątki cegieł, pośród których walały się resztki domowych sprzętów. Ogień wygasł już dawno, bo zgliszcza nawet nie dymiły.
– O mój Boże! – Janina bezwiednie wykonała znak krzyża.
– Braunowie, kominiarz Peltz, pani Studlik! – wykrzykiwała przerażona Edyta.
– Co tu się stało?! – Anton miał przestraszoną minę. Po chwili zaczął płakać.
– Chodźmy szybko do domu! – Teraz Edyta zaczęła gwałtownie przeć do przodu."
Małgorzata Manelska, „Tam, gdzie bzy sięgają nieba”, Warszawa, Wydawnictwo WasPos, 2020, s. 256-257
lubimyczytac.pl/ksiazka/4927060/tam-gdzie-bzy-siegaja-nieba